historia zespołu
Bieszczadzcy Bojkowie z Warmii. Sąsiedzi, których połączyła przyjaźń, miłość do muzyki, wspólny los i — z biegiem czasu — więzy małżeńskie.
Choć zespół „Susidojki” powstał w końcu lat 60. XX wieku na Warmii, jego historia sięga korzeniami znacznie wcześniej, do nieistniejącej już krainy południowo wschodniego kresu RP: Bojkowszczyzny.
Stąd pochodzili założyciele kapeli.
W 1910 roku w bieszczadzkiej wsi Bukowiec urodził się Dymitr Hodowaniec, późniejszy prymista zespołu Susidojki. Jego ojciec – Mikołaj – w chwilach wolnych od pracy w polu grywał na skrzypcach. To właśnie on zaraził Dymitra i jego starszego brata miłością do tego instrumentu. Dymitr opanował technikę gry wzorując się głównie na ojcu. Od ojca przejął także większość repertuaru, który długo potem wykonywał z „Susidojkami”. Ale szlify muzykanckie zdobył ucząc się od okolicznych Cyganów. Mieli oni w Bukowcu swoje domy i siedliska, a często dołączały do nich wędrowne tabory. Trudnili się tu głównie kowalstwem i druciarstwem. Niektórzy z nich byli doskonałymi muzykami – głównie skrzypkami. To od nich miejscowi muzykanci uczyli się często skrzypcowego rzemiosła.
Do wybuchu II wojny Dymitr wraz z przyjaciółmi — Janem Pasławskim oraz Michaiłem Łusekiem (pseudo: Fenio Bazyli) — grywał na weselach, zabawach i przy wielu innych okazjach w życiu wsi. Wykonywali repertuar rodzimy, dziedziczony po przodkach, ale bogaty w wiele wpływów muzycznych m.in. z sąsiedniej Łemkowszczyzny, z Ukrainy, Słowacji, Węgier, Rzeszowszczyzny.
Dymitr ożenił się z Zofią Hodowaniec z d. Jarzyna — późniejszą śpiewaczką kapeli „Susidojki”. Zofia urodziła się w Terce – niedaleko Bukowca i tam od młodych lat tam śpiewała w chórze w cerkiewnym. Talent śpiewaczy i zamiłowanie do rodzimego repertuaru odziedziczyła po swojej mamie.
17 lat po Dymitrze Hodowańcu, urodził się w Bukowcu Hrihorij (Hryć) Łesyk. Podglądając starszych muzykantów, jako nastolatek nabył umiejętności sekundowania na skrzypcach i wiele lat później „wtórował” już Dymitrowi.
Hrihorij razem z żoną Stefanią, poznaną wiele lat później na „obczyźnie” (na Warmii) stanowili drugi małżeński filar instrumentalno śpiewaczy przyszłego zespołu „Susidojki”.
Ze względu na różnicę wiekową, dzielącą Hrycia oraz Dymitra Hodowańca, nie grywali razem w Bieszczadach we wspólnych składach. Jednak to właśnie z sąsiedzkiej przyjaźni i wspomnień muzyki Ojcowizny, wiele lat później na Warmii małżeństwa połączyły się w zespół Susidojki.
Rok 1947.
20 maja 1947 roku wśród ostatnich 15 rusińskich rodzin przesiedlonych w ramach akcji „Wisła” znalazły się obie bojkowskie rodziny: Hodowańców i Łesyków. Muzykanckie familie wysiedlono na Warmię: rodzinę Hodowańców — Dymitr wraz z oczekującą dziecka żoną i matką — do wsi Drwęca, a rodzinę Łesyków (spolszczoną później na Lesek) do Bobrownika. Obie wsie położone są k. Lidzbarka Warmińskiego, a oddalone od siebie o ok.15 kilometrów.
Tu dotarli po trzech tygodniach drogi. Bez dobytku, bez środków do życia, z daleka od rodzinnych stron karpackiej Bojkowszczyzny — pięknych bieszczadzkich połonin i doliny Sanu.
Już na Warmii rodziły się Hodowańcom dzieci – Eugenia i Eugeniusz. Tutaj też Grzegorz poznał swoją przyszłą żonę Stefanię, a następnie doczekali się trójki potomstwa: Haliny, Władka oraz Danuty (która kilkanaście lat później wyszła za mąż za Eugeniusza Hodowańca, scalając obie rodziny w jedną).
Po przesiedleniach Bojkowie żyli w dużym rozproszeniu, co z biegiem czasu doprowadziło do zaniku rodzimych tradycji i kultury. W domach Hodowańców i Łesyków muzyka z Ojcowizny nie gościła często.
Dopiero gdy w 1964 roku rodzina Hodowańców przeprowadziła się do Bobrownika, dawni bieszczadzcy sąsiedzi – Łesykowie – ponownie znaleźli się blisko. Od tej pory, jak dawniej, schodzili się wieczorami, spotykali, przywoływali wspomnienia, grali i śpiewali… Tak narodził się pomysł zespołu, a z nim chęć powrotu do swoich korzeni.
„Przecie, Dymitr, nasza muzyka nie została w Bieszczadach. Przyjechała z nami w twoich skrzypcach – z ridnoj Bojkiwszcziny tu, na Warmię i Mazury. Tak tut budemo hraty! […].”
Słowa te, wypowiedziane przez Hryhorija Łesyka, dały początek nowej, muzycznej przygodzie, odwołującej się sentymentalnie do rodzimej Bojkowszyzny. Choć zajętym ciężką pracą na roli rodzinom trudno było znaleźć czas na muzykę, z czasem iskierka wspomnień zamieniła się w częste muzykowanie: grali w soboty, co niedziela, a potem kiedy się tylko dało …
„Jak grali kołomyjki, to chata się cała ruszała. A jak zaśpiewali to trzeba było aż przykucnąć…”
Tak właśnie powstały „Susidojki” /sąsiadki/. Kapela pozostała duchem i sercem przy swojej Bojkowskiej tradycji. Wykonywała muzykę zapamiętaną przez Dymitra, jego żonę Zofię oraz jej matkę ….. Członkowie zespołu byli samoukami. Często inspirowali się utworami zasłyszanymi w trakcie koncertów innych zespołów czy w trakcie festiwali folklorystycznych.
„ – Czuju na skripkach uż hrajut. Siedzą razem. Spiwajut. To idę, biorę bas i ciągnę smykiem….”
Pierwotnym składem zespołu zawiadywali: śpiewaczka — Stefania Lesek i skrzypek — Dymitr Hodowaniec. Kapela grała w składzie typowym dla muzyki południowo-wschodnich Kresów Polski: skrzypce prym i sekund, śpiew oraz (w późniejszych latach) basy. Śpiewali wszyscy — choć prym wiodły kobiety obu rodzin. Wraz z dorastaniem dzieci kapela poszerzała się o kolejnych członków tych rodzin, przyjaciół — muzykantów przesiedlonych z Bieszczad (więcej o składzie).
Ich ukraińsko brzmiący dialekt bojkowski ograniczał podówczas — przez negatywny stereotyp postrzegania rusińskich przesiedleńców jako ukraińskich nacjonalistów — szerszą aktywność koncertową zespołu. Dlatego, między innymi, zmieniono nazwę zespołu na polsko brzmiącą: Bobrowniczanie — od wsi Bobrownik, w której zamieszkiwali — a kapela weszła pod skrzydła Lidzbarskiego Domu Kultury jako regionalny podmiot artystyczny. Zespół poszerzył repertuar, z dotychczas wyłącznie rodzimego, o utwory ludowe z Warmii i Mazur i innych terenów Polski (więcej o repertuarze).
Kapela uczestnicząc w polskich wydarzeniach, przedstawiała się jako „Bobrowniczanie”, zaś na festiwalach ukraińskich jako „Susidojki”. Na ogólnopolskiej scenie zadebiutowała w roku 1971 na IV Festiwalu Ukraińskiej Pieśni, Muzyki i Tańca w Warszawie. Piotr i Stefania Łesyk wraz z Eugeniuszem i Zofią Hodowaniec otrzymali „duże owacje za oryginalność repertuaru i wykonanie”. Byli odkryciem i rewelacją. Od tamtej pory żadna z kolejnych edycji Festiwalu nie mogła się odbyć bez nich. Charakter ich muzyki określany był jako czysto źródłowy, naturalny, niezepsuty cywilizacją, pełen energii i żywiołowości. Kapela wkładała w wykonywaną muzykę serce i duszę, bawiła się nią, cieszyła słuchaczów oraz wzruszała. Koncertowali z sukcesami do II połowy lat 80 Ich działalność zanikła naturalnie, głównie z powodów zdrowotnych (więcej o występach).
O unikatowości i wartości dorobku artystycznego kapeli świadczyć może to, że była częstym gościem cyklicznych audycji poświęconych folklorowi w PR 1 Polskiego Radia. Kilka etnicznych, bojkowskich utworów Susidojek zamieszczono — jako jedyny przykład instrumentalnej muzyki bojkowskiej — na płycie pt. „Połoniny pieśni Bojków i Łemków” (koncert w Filharmonii Krakowskiej w 1986 roku), zaś sześć utworów Bobrowniczan zamieszczono — jako jedyny istniejący przykład muzyki Bojków — na płycie Polskiego Radia w serii Muzyka Źródeł, „Mniejszości narodowe i etniczne w Polsce cz. I”, nr 13. Nagrania kapeli ukazały się również w latach 70. na płycie Polskich Nagrań „Od poleczki do poleczki” (więcej o dyskografii).
Choć zespół przestał istnieć, muzyczna iskierka wciąż się tli. Po latach muzyka zespołu Susidojki wróciła i rozbrzmiewa na nowo z inicjatywy członków rodziny Wasilewskich. Ten kolejny w historii zespołu „mariaż rodzin” trwa od kilku lat. Wspólnie koncertują, a także uczą młode pokolenia melodii i pieśni regionu dawnej karpackiej Bojkowszczyzny. Wraz z młodszymi członkami d. kapeli Susidojki przygotowali oni cykl warsztatów wokalno-instrumentalnych oraz koncert oparty na dawnym repertuarze bojkowskim i utworach nieznanych, a wciąż żywo obecnych w pamięci żyjących muzykantów Susidojek (więcej o wydarzeniach).
Fragment rozmowy z p. Janem Olejnikiem – przeprowadzonej prze Ewę Wasilewską w 2017 r.
O stronach rodzinnych i „obczyźnie”
Jan Olejnik pochodzi z Tworylnego d. powiat Leski. Jego ojciec w Bieszczadach miał gospodarkę i produkował olej. Z całych gór przychodzili i kupowali. Tato pięknie gwizdał – jak słowik. I na organkach grał. Mama pochodziła z rodu diaków, którzy od wieków prowadzili chóry. Byli dyrygentami. Jej siostry pięknie śpiewały. W Tworylnem była kapela cygańska, która sporo wnosiła do grania miejscowych muzykantów. Wspomina, że jego mama ładkała. Melodię jednej ładkanki pamięta do dziś: „Podiwyłysia diwczynońku za tobą…”
Jan pamięta też przesiedlenie- podróż wagonem, razem z krowami. Na jednej ze stacji stali ludzie i wygrażali im pięściami…Warmia.
Jak miał 9 lat nauczył się grać na skrzypcach kołomyjki. Potem uczył się w szkole muzycznej na wiolonczeli. Kiedy poznał Dymitra Hodowańca często spisywał melodie grane przez niego. Kołomyjki, ładkanki, walczyki, piosenki weselne – z rodzinnych Bieszczad…
O kapeli z Bobrownika, którą nazywano „Susidojki”
Po raz pierwszy pan Jan usłyszał ich w Medynach k. Lidzbarka Warmińskiego, na weselu, na którym grał z kapelą. To był rok 1969 lub 1970. Grał na perkusji. W pewnym momencie zobaczył, że na sali wśród biesiadników nie ma starszych ludzi, tylko młodzi tańczą. Usłyszał muzykę – dziwnie mu bliską. Posadził jakiegoś młodego chłopaka za perkusją, a sam poszedł szukać skąd idzie granie. A obok w drugim domu szydrżały. Od kołomyjek. Dwóch skrzypków, kobiety śpiewały, żywiołowo, z serca – przyjemnie było patrzeć. Po chwili doszedł do nich trzeci mężczyzna: szczupły, przygarbiony, wziął skrzypce i zaczął sekundować. Był niesamowity, później już go nigdy nie słyszał. Pan Jan studiował wtedy w Warszawie na Wydziale Ukrainistyki i przez dwa lata był prezesem Ukraińskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego /ukr.: Уκраїнське Cуспільно Kультурне Tовариство – USKT/ w Warszawie. Zainteresował ówczesnego dyrektora znakomitego, ukraińskiego chóru męskiego „Żurawli” – Jarosława Polańskiego, że spotkał muzykantów, grających muzykę bojkowską – tę prawdziwą, z gór, nie zepsutą cywilizacją. Umówili się z muzykantami na spotkanie. Kiedy przyjechali, tamci akurat zwozili z pola siano. Jak zobaczyli Jana i Polańskiego rzucili robotę. Stefania szybko nasmażyła stertę jaj, Hrihorij wyciągnął z ula pszczelego butelkę wódki i zaczęliśmy rozmowy. Bojkowie to bardzo gościnni ludzie. W pewnym momencie przyszedł też ojczym Hrihorija – Iwan Chmałyński – taki człowiek o groźnym obliczu, znany z tego, że śpiewał kołomyjki. Cały wieczór się weselili. A potem Polański zdecydował, co zagrają, w jakiej kolejności, nie za dużo, kilka utworów. Zaprosił kapelę na I Festiwal Kultury Ukraińskiej. I to był debiut kapeli troistej z Bobrownika- rok 1971. Festiwal odbywał się wtedy na Powiślu, w Warszawie. W rozstawionym namiocie cyrkowym. Wystąpili wtedy Dymitr i Zofia Hodowaniec, Grzegorz i Stefania Lesek oraz Anna Czwarkiel. Zrobili furorę. Każdy następny festiwal nie mógł się odbyć bez koncertu kapeli. Nazwę „Susidojki” zaproponował im Bohdan Siutryk – konferansjer festiwalu. Oczywiście od tego, że członkowie zespołu byli sąsiadami z jednej wsi. Na następnym festiwalu grał już z nimi syn p. Dymitra- Eugeniusz. Na basach trzystrunowych. Basy oryginalne, ze strunami jelitowymi, nie wiadomo, skąd je wyciągnęli, ale chyba przywieźli gdzieś z Bieszczadów.
Kołomyjki bojkowskie- dużo śpiewali. Po jednym głębszym mężczyźni lubili śpiewać te teksty – trochę erotycznie podbarwione… Bojkowie to „jurny naród”. Ale były też teksty poetyckie. „Oj, łehojku kołomyjka, horamy hodyła, oj, jak zeszła na doliny wody sia napiła”. Cieszyli się swoją muzyką, bardzo lubili ją grać.
Kołomyjki bojkowskie zastąpiły panu Janowi kawę.
Grali też na jego weselu- nie wzięli ani grosza. Potem ich kariera zaczęła się rozwijać.
W Lidzbarku kulturą, jej propagowaniem zajmował się wówczas p. Feliks Kaczyński. Był pedagogiem w Liceum Pedagogicznym. On zainteresował się kapelą i pomógł im w ramach samorządu lidzbarskiego dając pieniądze na stroje, na zakup kontrabasu. Wtedy też zespół zaczął śpiewać utwory z Warmii i Mazur, tłumaczył również teksty swoich bieszczadzkich piosenek. I koncertował. Bardzo dużo koncertował. Co tydzień, dwa razy w tygodniu. Nie czuli kompleksów, nie bali się pokazywać bojkowski folklor -wiadomo, że nastroje były wtedy mało przyjazne, żepokazywać ukraińską duszę…
Jurczyszak był drugim skrzypkiem w kapeli, doszedł później. Był leśniczym.
Jurczyszaka pan Jan spotkał w 2006 r na koronacji obrazu m. Boskiej w Jarosławiu. Już nie grał, mówił, że mu ręce już zdrewniały i już nie może grać.
„Susidojki” wysłały kiedyś swoje nagrania do Kanady.
Chwalili się, że trochę zarobili, ale najbardziej, że ich muzyka z Bieszczad zawędrowała aż za ocean…